Komentarze (3)
- No więc zaczęło się od tego, że jakiś rok temu przyśnił mi się Jack Lemmon...
- Ciotka, na litość boską! Zaraz przez ciebie oszaleję, mówiłaś, że prezydent.
- No bo wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to prezydent, myślałam, że Jack Lemmon.
- A, świetnie! – ciotka już kompletnie oszalała – pomyślałam. Zawsze była stuknięta ale ostatnio to z nią coraz gorzej.
Elżbieta jednak nie poddawała się i z przejętą miną ciągnęła swoją opowieść.
- Szłam sobie przez park... ten obok Urzędu Miasta. Chociaż wtedy nie wiedziałam jeszcze, że to ten obok Urzędu. Dopiero później do mnie dotarło, że ten park jest właśnie obok Urzędu Miasta...
- Do rzeczy!!!
- Ale to jest bardzo istotne! No i podszedł do mnie elegancki pan, lekko łysiejący, w beżowym płaszczu. Wyglądał jak młody Jack Lemmon, serio! A i nie miał jednego zęba.
- Jack Lemmon bez zęba???
- Ale nie na fruncie! Tak jak ja, z boku. To znaczy nie dokładnie tak jak ja, tylko odwrotnie. Jakby lustrzane odbicie...
- Ach, no to bomba! A kiedy ów szczerbaty Jack Lemmon przemienił się w prezydenta Łodzi?
- Jak mi nie będziesz przerywać to się zaraz wszystkiego dowiesz.
- Ok. ok., już milczę jak grób.
- No i ten elegancki pan bardzo miło sobie ze mną pogawędził. Nie pamiętam o czym... a potem zaczął mnie gdzieś prowadzić...
- Zboczeniec?
- Oj tobie to jedno w głowie! Zaprowadził mnie na ulicę Andrzeja i wprowadził do swojego domu na drugim piętrze. I mówię Ci Małgoś jak ja to wszystko dobrze pamiętam! To była druga kamienica na Andrzeja wchodząc od Kościuszki po prawej stronie, ogromne drzwi wejściowe, drewniane schody, poręcz, stare piękne drzwi do mieszkania, a na nich metalowe tabliczki, jakby lekarz i adwokat. Jedno nazwisko bardzo krótkie, trzy, cztery litery.
- O matko! Rzeczywiście straszne szczegóły. No i co dalej?